#1 2011-03-29 13:57:27

basiek

http://i40.tinypic.com/2m3gpzm.png

Zarejestrowany: 2011-03-10
Posty: 195
Punktów :   
ADMIN: WITAMY

Spotkanie z Orshabaalem

Do każdego z nas los uśmiecha się mniej lub bardziej, jedni znajdują drogocenne przedmioty, inni znajdują miłość, jeszcze inni, mają wielu przyjaciół. W moim przypadku było trochę inaczej. Pewnego słonecznego dnia, przeszukując jaskinie Edron, natknąłem się na mały, zakurzony regał z książkami, na którym oprócz książek, leżały zwinięte w rulon zapiski pewnego rycerza, którego imię jest nieznane. Były tam najróżniejsze opisy przygód dzielnego wojownika, ale jedna z nich wyróżniała się, jej treść prezentowała się następująco:

...Obudziłem się z potwornym bólem głowy i potłuczoną szklanką w ręku. Cały pokój był zniszczony. Stół leżał do góry nogami, szafa była przewrócona, a dookoła leżały porozrzucane książki. Wyjrzałem przez okno, po lewej stronie bawiły się dzieci, po prawej zaś tłumnie zgromadzony lud debatował nad, jak mi się wydawało, jakimś duperelem. Ubrałem się, zjadłem coś i wyszedłem przed dom. Nie musiałem długo czekać na zaproszenie do dyskusji, nie trzeba było także prosić mnie po raz kolejny. Gdy podszedłem do zgromadzone tłumu, słyszałem tylko niezrozumiałe szepty. Kiedy byłem już w środku debaty, ktoś wypowiedział to imię, aż czuć było w powietrzu siarkę. Orshabaal, jego imię jest równie piekielne co on sam. Pośród krzyków, oprócz mrożącego krew w żyłach imienia, można było usłyszeć także wzmiankę o Edron czy zagładzie świata. Nie wiedziałem nawet kiedy, zostałem siłą wyciągnięty ze środka rozkrzyczanego ludu i zaciągnięty do jednej ze ślepych zaułków Thais. Człowiek w kapturze, który wydawał się bez twarzy powiedział mi co tak na prawdę się dzieje i, że jestem wzywany do akademii Edron. Po rozmowie, stałem jak skamieniały, nie mogłem się ruszyć. Właśnie zostałem wezwany do walki ze sługą Bezlitosnej Siódemki, Orshabaalem.




Wiedziałem, że gdy stanę przed jego obliczem, nie będzie już odwrotu. Zginie jeden z nas, drugi zostanie odesłany w zaświaty. Nie mogłem jednak nic poradzić, pobiegłem do domu, wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy, zbroję, topór, tarczę i plecak. Zahaczyłem jeszcze o sklep magiczny, zaopatrując się w potrzeby mi mikstury. Po dokładnym sprawdzeniu swojego ekwipunku, wyruszyłem na statek, gdzie czekali na mnie najpotężniejsi wojownicy pochodzący z Thais oraz Venore. Rozpoczął się rejs w stronę Akademii Magicznej, w której mieliśmy spotkać się z dowódcami, którzy poprowadzą nas do walki z arcydemonem. Nie obyło się bez kłopotów, napotkaliśmy sztorm. Wpłynęliśmy w samą paszczę morskiego potwora, szczęśliwie udało nam się jednak odratować połamany maszt oraz dopłynąć do Edron.






Gdy zsiedliśmy ze statku, wokół nie było prawie nic oprócz ognia i zapachu siarki, wiedzieliśmy, że dla miasta nie ma już ratunku. Biegnąc mijaliśmy spalone ciała ludzkie i zwierzęce. Wszystko płonęło żywym ogniem i co jakiś czas słychać było szyderczy śmiech z okolic miasta. W całej okolicy ocalała jedynie akademia magii, której magowie wytworzyli pole ochronne. Wchodząc do budynku gdzie czekali na nas dowódcy, czuliśmy się jak w innym świecie, który był niewyobrażalnie odległy od właściwego Edron. Strażnicy akademii zaprowadzili nas do wielkiego pokoju, gdzie za ladą czekali na nas potężni druidzi, znani na całym świecie ze swych zaklęć, inteligencji, sprytu. Czułem się zaszczycony mogąc służyć pod takim dowództwem. Mimo, że długie rozmowy o bezpieczeństwie i tym podobnych przyprawiały mnie o mdłości, nie śmiałbym sprzeciwić się ani jednemu z postaci stojących przede mną. W końcu, po długich obradach, ustaliliśmy taktykę oraz wyznaczyliśmy osobę, która miałaby stanąć przed obliczem Orshaabala... Padło na mnie... Nie miałem już nic do gadania, w pośpiechu i strachu ruszyliśmy w stronę kamiennego kręgu, gdzie przebywał nasz cel. Z każdym krokiem, z każdą sekundą drogi, z każdym pokonanym metrem, dawał się we znaki zapach siarki i ten nieubłagany ogień. Czułem się jak w piekle, wciąż było goręcej i goręcej, zaczynałem wątpić czy damy radę. Wszystko było już gotowe, podzielono nas na oddziały, zostali mi przydzieleni druidzi, którzy mieli za zadanie mnie leczyć. Ktoś poklepał mnie po ramieniu mówiąc, że mi nie zazdrości. Główny dowódca wysłał swojego najbardziej doświadczonego paladyna, aby ten przyprowadził bestię do mnie. Paladyn długo nie wracał, każdy był zły na każdego, wszyscy byli zestresowani i straszliwie się bali, a ja najbardziej.





Wciąż czekaliśmy i czekaliśmy, paladyn nie wracał, mogliśmy się tylko domyślać co się z nim stało. Nastało kilka minut grobowej ciszy. Po chwili ujrzeliśmy ruszające się drzewa i zrywające się do lotu ptaki, które jakimś cudem ocalały, wiedzieliśmy, że to paladyn prowadzący arcydemona. Nie wiedziałem nawet w którym momencie nastał potężny wybuch, poległo wszystko wokoło nas, zdążyłem się jedynie obejrzeć za siebie gdy ktoś wskazywał palcem w przeciwną stronę, gdy zwróciłem głowę z powrotem, Orshaabal podnosił już swoje potężne łapsko zakończone ostrymi jak brzytwa i długimi jak 2 moje miecze szponami. Gdyby minęła jeszcze sekunda, już bym nie żył. Ledwo udało mi się podnieść tarczę i wybronić potężny cios, przewróciłem się, lecz wiedziałem, że jeśli zaraz się nie podniosę, demon odeśle mnie na tamten świat. Szybko więc napiąłem mięśnie i wstałem z ziemi, z zapałem jakiego nigdy dotąd nie znałem. Łącząc ataki mieczem z obroną oraz pomocą druidów, zdawałem się nie do zdarcia, było to jednak tylko złudzenie. Wydawało nam się, że bestia opada z sił, jest już na wykończeniu. Był to jednak dopiero początek zażartej bitwy. Była to tylko namiastka umiejętności ulubieńca Bezlitosnej Siódemki. Walka przez kolejne kilka minut przebiegała bez problemowo, jednak to co zobaczyliśmy później...






Arcydemon w napadzie wściekłości przywołał do siebie cztery demony, nie dłużej niż pięć sekund później, potwór uderzył o ziemię z przeogromną siłą, skutkiem tego był potężny wybuch, który o mało co nie zmiótł nas z powierzchni ziemi. Sługi naszego celu szybko podbiegły do mnie i ani się spostrzegłem jak pięć par potężnych pazurów leciało w moją stronę z ogromną prędkością. Prędko zasłoniłem głowę tarczą, ale nawet to mi nie pomogło, ujrzeć mogłem tylko kilkanaście szponów zastygłych w mojej tarczy, centymetry od mojej głowy. Byłem zły na siebie, że nie potrafiłem wykrzesać z siebie więcej energii do walki, na szczęście za moimi plecami stali druidzi znający się na rzeczy. Nie musiałem długo czekać na pomoc, ktoś pomógł pozbierać mi się z ziemi, jeden z magów mnie uleczył i powróciliśmy do walki. Lodowe runy sypały się tuzinami, lecz niczym były one w porównaniu do śmiercionośnych run, te świstały mi koło głowy setkami, może nawet tysiącami. Ruchy Orshabaala stawały się coraz bardziej mozolne i słabsze, byłem rad, gdyż wiedziałem, że walka już się kończy. Postanowiłem zakończyć to szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał. Puściłem oczko reszcie drużyny i nie słuchając krzyków i próśb, podbiegając do bestii odciąłem jej wielki łeb.




Przez chwilę stałem skamieniały, nie słyszałem niczego poza biciem własnego serca, wszystko wokół mnie jakby zamarło razem ze mną. Nie jestem w stanie określić, czy stałem tak pięć minut, czy piętnaście, nie mam zielonego pojęcia. Gdy już się ocknąłem i zdałem sobie sprawę z tego, że właśnie pokonałem samego Orshabaala, uśmiechnąłem się, rozejrzałem i położyłem na ziemi. Tylko tyle byłem w stanie zrobić. Ku mojemu zdziwieniu wszystko dokoła zaczęło odżywać. Kwiaty, drzewa, krzewy i trawa rosły w błyskawicznym tempie. Ptaki zaczynały ćwierkać, a pośród tego piękna stała dzielna drużyna i nigdzie wcześniej nie spotykany, zimny Orshabaal. Jakby było tego mało, obok demona zaczęły dziać się dziwne rzeczy, coś jakby się pojawiało. Mimo, że trwało to dość długo, warto było czekać. Ujrzeliśmy drogocenne przedmioty i odbyliśmy po raz ostatni, rozmowę z zakapturzoną postacią. Był to jeden ze stwórców Bezlitosnej Siódemki, która później wymknęła się spod kontroli. Opowiedział nam swoją historię, po czym zniknął, porwany przez wiatr. Tak oto, grupa ludzi pokonała ogrom mocy Arcydemona, sługi Bezlitosnej Siódemki, ukrywającej się w podziemiach i potężniejszej niż kiedykolwiek. A to dopiero początek...

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
OтeНи Утрехт torby papierowe do cateringu liczniki na wodę wrocław busy Munchen